Francuska pościel dla bogaczy

Dzwonił kumpel z liceum, jego nazwisko brzmiało jakoś zagranicznie. Jego dalsza rodzina pochodziła chyba z Francji. Zawsze bardzo się lubiliśmy i spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Pamiętam ja w dużym pokoju, w domu jego rodziców wzięliśmy całą pościel i poduszki, z których zbudowaliśmy namiot, który był wyimaginowaną bazą wojskową w naszej zabawie.

Dowiedziałem się, że jest prezesem w ekstrawaganckiej firmie Marc O’Polo, zajmującej się modą. Miał u nas w mieście jakiś pokaz i chciał odświeżyć stare znajomości. Ja również chciałem go zobaczy, bardzo dobrze wspominam spędzone z nim chwile. Powiedziałem, że mogę odebrać go z lotniska, ale nie chciał mnie fatygować i wezwał taksówkę. Za dnia miał tylko chwile, więc spotkaliśmy się  w restauracji, aby przy kawie umówić się na wieczór i zaimprezować. Z początku nie poznałem go, miał wielki kapelusz, mieniące się w słońcu spodnie i koszule.

Wyglądał dość dziwnie, ale starałem się nie uprzedzać tylko ze względu na ubiór. Powspominaliśmy dawne czasy, ale nie trwało to długo, gdyż miał on jeszcze obowiązki. Zaprosił mnie na bankiet, który odbywał się w eleganckim hotelu, najdroższym w całej okolicy. Powiedział, że nie muszę się o nić martwić i mam przyjść.

Gdy tam doszedłem jednak okazało się, że muszę się martwić. Wyglądałem jak totalny odmieniec na tle tych wszystkich osób. Nie pasowałem tam w ogóle. Nawet nie wchodziłem do środka, zatrzymałem się jak to mawiają „na drzwiach”. Zwiałem do domku.