Pościel prosto od Faraona

Szedłem rano do pracy podziemiami miasta. Była to jedyna droga, aby tam dotrzeć po wybuchu, który nastąpił kilka lat temu. Byłem sam, światło nie działało, przez co nie było nic widać i cały czas się o coś potykałem. Dookoła słychać było dziwne, niepokojące dźwięki. Przyspieszyłem kroku, ale nagle dobiegły do mnie jakieś rozmowy. Niskie głosy nie były zbyt uspokajające w takim miejscu. Szedłem dalej gdy na drodze napotkałem drzwi, których wcześniej nie kojarzyłem. Pomyślałem, że pewnie gdzieś, źle skręciłem, ale otworzyłem drzwi. Okazało się, że był to jakiś schowek. W środku na podłodze leżała pościel a na wieszaku wisiał szlafrok. Zamknąłem drzwi i cofnąłem się do momentu, w którym mogłem źle pójść. I rzeczywiście, tak przeraziły mnie odgłosy, że przegapiłem uliczkę. W końcu dostrzegłem światło, sygnalizowało ono wyjście z ciemnych tunelów. Jeszcze dwieście metrów i będę mógł usiąść za biurkiem i wypełniać dokumenty, które cały czas przybywają. Może nie jest to zbyt ekscytujące zajęcie, ale bardzo je lubię. Spełniam się w tej pracy i mam najlepsze wyniki spośród wszystkich. Gdyby nie tak przeraźliwa trasa z domu do biura i z powrotem, wszystko byłoby po prostu idealnie. Po trzytygodniowym okresie rehabilitacji na szczęście doszedł do siebie i mógł się wyspać w swoim jakże wytęsknionym łóżku. Mała rzecz, z daleka od szpitala, tyle szczęścia.